Episode tenth: 13STAIRS[-]1



Gdy samolot linii Moskwa-Tokio dotknął kołami pasa startowego, w budynku lotniska panowała atmosfera zniecierpliwienia. Samolot bowiem wylądował z godzinnym poślizgiem, toteż całe the GazettE oraz Alyson nie byli w zbyt radosnych i pokojowych nastrojach. Było im duszno, niewygodnie, a na dodatek musieli przesunąć wszystkie swoje plany. Aoi, ubrany w szykowny garnitur, białą koszulę oraz świeżo wypastowane czarne półbuty, obserwował resztę z kpiącym uśmieszkiem na twarzy.
-          Nie rozumiem, po co ten cały patos – rzekł w końcu z bolesną miną, wskazując palcem bukiet bzów, trzymany w dłoni przez Rukiego. – Czyście się wszyscy w niej zakochali?!
-          Taaak, i to powiedział facet, który jako jedyny wcisnął się w garniak – odparował Reita.
-          Och, przepraszam, myślałem, że przyjechaliśmy powitać prezydenta i jego małżonkę – westchnął teatralnie gitarzysta. – Ale nie! To tylko Kai, a za nim, jak wierny pies, Egao! – wykrzyknął zirytowany. – Znowu Kai nie będzie miał na nic czasu, bo będzie się nią zajmował – warknął i zapalił papierosa, a potem mocno się nim zaciągnął.
-          Weź przestań – warknął Ruki, uciskając palcami nasadę nosa.
-          Ale co przestać? – spytał Aoi z niewinnym wyrazem twarzy. – Ja przecież nic nie robię! Ja tylko chcę wam uświadomić, że Egao jest wredną, dwulicową…
-          Daj spokój! – krzyknął Uruha. – Nie mam zielonego pojęcia, co w ciebie wstąpiło! Czemu jesteś wobec niej tak nieprzyjemny? Zrobiła ci jakąś krzywdę czy coś? Choć szczerze wątpię, bo prawie w ogóle…
-          Tak. Zrobiła. – powiedział ostrym tonem Aoi.
-          Ou. – jęknął zdziwiony gitarzysta. – Nie takiej odpowiedzi się spodziewałem.
Nagle nastąpiła cisza. W powietrzu dało się wyczuć, że każdy chce zadać czarnowłosemu gitarzyście to samo pytanie. Ten, jak rażony prądem, zgasił papierosa o posadzkę, odwrócił się na pięcie i poszedł w kierunku wyjścia.
-          EJ! A ty dokąd?! – krzyknął oskarżycielsko Reita.
-          Do domu! Nie zamierzam tu stać jak ten palant w garniturze – odparł Aoi ze sztucznym uśmiechem przyklejonym do twarzy. – Pozdrówcie Egao ode mnie! – krzyknął przesadnie słodkim tonem i zniknął za drzwiami wejściowymi.
Reszta obserwowała go z rosnącym niedowierzaniem, póki nie zniknął z pola ich widzenia.
-          Wow. – westchnął basista ze zdziwieniem. – Co go ugryzło? Wiecie, co się z nim ostatnio dzieje? – rzucił pytanie jakby w przestrzeń, a wszyscy jak jeden mąż potrząsnęli przecząco głową. Jeden Ruki chwilę potem opuścił wzrok, jakby zrobił coś złego. To był dla Reity znak, że wokalista coś ukrywał.
- Ruki… - zaczął z dezaprobatą. – Bo się pogniewamy - pokręcił głową.
-          Co? – jęknął zdziwiony – Czy ja coś zrobiłem źle? – spytał z miną niewiniątka.
-          To zależy od kalibru tajemnicy, którą ukrywasz – odparł basista z cwaniackim uśmiechem.
-          Co? Ja nic nie ukrywam! – prawie krzyknął wokalista z miną desperata.
-          Taka-chan – powiedział ostrzej blondyn z opaską na nosie – Nie rób ze mnie palanta, dobra? Za długo się znamy, bym ci uwierzył.
Niższy blondyn przygryzł wargę. Dla wyższego był to znak, że miał rację.
-          No dobra. – jęknął zrezygnowany – Chodzi o to, że…
-          Przyjechali! – krzyknęła nagle Alyson z szerokim uśmiechem.
-          Heeeej! – krzyknęła wesoło Egao, rzucając się dziewczynie w ramiona. – Jak się za tobą stęskniłam… - wyszeptała prosto w jej włosy.
-          Mademoiselle, proszę przyjąć ode mnie ten skromny bukiet – rzekł swym szarmanckim barytonem Ruki i, kłaniając się, wręczył jej kwiaty. Ta aż pisnęła z radości.
-          Dziękuję! Jest piękny! – krzyknęła wesoło i z całej siły uścisnęła wokalistę. Ten kątem oka wyłapał spojrzenie Kaia. Wyrażało ono całą gamę uczuć nieprzyjemnych, jakby tylko i wyłącznie instynkt samozachowawczy nie pozwalał mu na zamordowanie z zimną krwią blondyna.
-          Ej, Kajtowaty, co to za mina? – spytała Alyson. – Coś się stało?
-          Co...? – jęknął rozkojarzony perkusista i dosłownie sekundę później uśmiechnął się szeroko. – Nie, nic się nie stało. Jestem po prostu zmęczony.
Egao, uścisnąwszy Uruhę i Reitę, przyjrzała się liderowi badawczo. Była na sto, nie, na dwieście, a nawet na pięćset procent pewna, że on łgał. Jego uśmiech był zbyt sztuczny.
”Ot, odbija mu na starość”, skonstatowała z lekceważeniem.
-          Chodźmy, ja też jestem zmęczona – stwierdziła i ziewnęła. – Jedyną rzeczą, jaką mam ochotę dzisiaj zrobić, jest wskoczenie do łóżka.
-          Jakie wskoczenie do łóżka, moja droga? – odparł z niedowierzaniem Uruha i uśmiechnął się przeciągle. – Idziemy na imprezę! – krzyknął roześmiany i zaczął seksownie poruszać biodrami.
-          O nie. – stwierdziła kategorycznie Alyson. – Nie, nie i jeszcze raz nie. Po pierwsze, Egao i Kai są zbyt zmęczeni po podróży i zasługują na porządny odpoczynek. Po drugie, nie zapominaj, że jutro idziemy wszyscy do pracy. Po trzecie, nie zamierzam po raz tysięczny ściągać nawalonego w trzy dupy ciebie z kolan jakiejś striptizerki. – stwierdziła z przekąsem, czemu towarzyszyły gromki śmiech reszty i przepraszający uśmiech jej chłopaka.
-          No okay, okay, poddaję się – rzekł zrezygnowanym tonem gitarzysta, unosząc w tymże geście ręce. – Ale nie zapominaj, Egao, że my MUSIMY iść na imprezę! – puścił do dziewczyny perskie oko i uśmiechnął się szeroko, a zielonooka odpowiedziała mu tym samym.
-          Ej, o co mu chodzi? – szepnął brunetce do ucha Lider, na wszelki wypadek kładąc dłonie na jej ramionach. To był dla niego gest ochrony.
-          To długa historia – machnęła ręką Egao i uśmiechnęła się lekceważąco, a perkusista spojrzał na nią podejrzliwie. – Kiedyś ci opowiem.
-          Mam nadzieję, że to nic strasznego.
-          Na pewno nie na tyle, żebyś się moczył w nocy – stwierdziła zielonooka i zaczęła się śmiać.
-          Bardzo śmieszne, doprawdy… Ja tu staję na głowie, żeby cię chronić, a tu co? Jakieś balety sobie urządzasz z tym napalonym pajacem!
-          EJ! – krzyknął oburzony Uruha. – Ja nie jestem napalony! Mów za siebie! – dodał, czemu towarzyszył gromki śmiech reszty.
-          Tak, wiem, wiem, jestem wyrodną córką… - stwierdziła z przekąsem dziewczyna, a Kai spojrzał na nią bykiem, jednocześnie próbując się nie uśmiechać.  – Nie martw się, nic złego mu nie zrobię.
-          Ty jemu nie, ale on tobie – jak najbardziej.
-          Weź ze mnie nie rób jakiegoś psychopatycznego zboczeńca, dobra?! – po raz kolejny wtrącił się oburzony gitarzysta prowadzący.
-          Nie muszę robić… - stwierdził Lider, zamykając mu usta i powodując u wszystkich wybuch śmiechu.


*.*.*

-          Ech… Jak cudownie być znów w Japonii – powiedziała Egao, gdy, pożegnawszy się z resztą stała z Kai’em przed drzwiami do jego mieszkania.
-          Cieszę się z twojego szczęścia – stwierdził Lider, uśmiechając się i przeszukując kieszenie w poszukiwaniu kluczy. – Stęskniłem się za tobą, wiesz?
-          Awwww – jęknęła rozczulona i wtuliła się w perkusistę. – Ja za tobą też.
-          Dobra, dobra, koniec tych czułości – stwierdził Kai rozbawiony i wpuścił dziewczynę do środka. – Witam w moich skromnych progach.
-          Wow – jęknęła zaskoczona, rozglądając się wokoło. – Posprzątałeś – stwierdziła, a brunet zawstydzony parsknął śmiechem.
-          No wiesz… Czasami mi się zdarza. – rzekł z uśmiechem. – Rozgość się, moja droga, a ja zrobię coś do picia. Kawy czy herbaty?
-          Nie znasz mnie? – spytała rozbawiona zielonooka. – Pewnie, że kawa.
Kilka minut później oboje siedzieli przy kuchennym stole, popijając gorący napój. Ze stojącego na lodówce radia cicho sączyła się lekka muzyka. Przez duże, kuchenne okno wpadały promienie zachodzącego zimowego słońca. Kuchnia w mieszkaniu Lidera była urządzona nowocześnie, a meble sprytnie wykorzystywały każdy centymetr kwadratowy tego niewielkiego pomieszczenia. Jednym z najciekawszych mebli był z pewnością stół, który był właściwie blatem na jednej nóżce, a który w razie potrzeby można było łatwo złożyć.
-          A jak tam na uczelni? – spytał Kai. – Dalej masz zajęcia z tym zboczonym profesorem?
-          Niestety. – stwierdziła z przekąsem Egao. – Na szczęście to już ostatni semestr, bo potem on wyjeżdża… gdzieś tam, do Stanów chyba, a my będziemy mieć z taką fajną babką, tą samą, która cię zaczepiała na ulicy wtedy – dodała z uśmiechem, a Lider spojrzał na nią podejrzliwie.
-          Kiedy…? Nie pamiętam.
-          Jaaasne, nie pamiętasz… - wywróciła oczami. – Pamiętasz, jak przyjechałeś do mnie w sierpniu i pojechaliśmy nad morze? Kiedy przez nią o mało nie wpadłeś do morza z molo w Sopocie? Wtedy tak na ciebie naskoczyła, że jest waszą największą fanką i tak dalej…
-          Aaa… - jęknął zawstydzony perkusista, a jego policzki pokryły pąsowe rumieńce. – Potem przez jakiś czas miałem traumę i bałem się wychodzić na zewnątrz, żeby znowu nie dopadła mnie jakaś napalona fanka. – stwierdził z przekąsem. – A ty wtedy mi nie pomogłaś, tylko stałaś i się śmiałaś! – stwierdził oskarżycielskim tonem, a zielonooka się roześmiała.
-          A co miałam zrobić? Odciągnąć ją? Poza tym… Cóż, taka jest cena sławy – stwierdziła ironicznie.
-          Taa. I to jest straszne. Nawet do sklepu nie możesz wyjść jak normalny człowiek, bo jak nie fanki, to wszędobylscy paparazzi. Raz kupisz sobie prezerwatywy, a dwa dni później świat obiega wiadomość, że jesteś puszczalski – stwierdził ponuro i wywrócił oczami, a dziewczyna wybuchła śmiechem.
-          Aj tam, nie przejmuj się, te szmatławce cały czas szukają jakiejś sensacji – machnęła ręką. – Co poradzisz. Żeby utrzymać jakoś podaż, wciąż szukają czegoś, co zainteresuje czytelnika. Niekoniecznie to musi być prawdziwe.
-          Ale się z ciebie psycholog zrobił – powiedział podejrzliwym tonem, jednak się uśmiechnął.
-          Jakoś tak… - odparła lekceważąco, jednak chwilę potem posmutniała.
-          Ej… - zaczął troskliwie Kai. – Co się stało? – spytał i mimowolnie złapał ją za rękę.
-          No bo… - zaczęła, przygryzając wargę. – Znowu zaczęłam myśleć o was. O the GazettE. – dokończyła przepraszającym tonem, a Lider westchnął ciężko. Nie chciał, by ona się tym przejmowała.
-          Nie martw się. – powiedział pocieszającym tonem. – Może kiedyś wrócimy. Jak Aoi’emu wrócą zmysły.
-          Taa, jak mam się do cholery nie martwić?! – spytała zirytowana. – Bez was… To już w sumie nic mi nie zostało…
-          Spokojnie, Egao, spokojnie – złapał ją mocniej za rękę, widząc łzy w oczach dziewczyny. – To, że to już koniec, nie znaczy, że nie będziemy się przyjaźnić.
-          Wiem o tym. – odpowiedziała i pociągnęła nosem. – Chodzi o to, że… po prostu czuję, że to moja wina.
-          Nie martw się – powtórzył Lider, a dziewczyna spojrzała na niego, podnosząc kpiąco brew.
-          Tanabe – zaczęła kategorycznie. Oho, pomyślał Kai, po nazwisku. Niedobrze. – Mówiłam ci milion razy, że takie gadanie nic nie da. A teraz bardzo cię proszę: ja będę zadawać pytania, a ty będziesz na nie odpowiadać. Szczerze. – spojrzała swoimi intensywnie zielonymi oczami prosto w jego oczy, a Lidera aż zatkało. Pod wpływem jej wzroku nie był w stanie logicznie myśleć.
-          Yh… - jęknął i przełknął ślinę. – No dobra.
-          Cieszę się – uśmiechnęła się nieznacznie, jednak zaraz potem spoważniała. – Dlaczego podjęliście decyzję o zakończeniu działalności? – spytała smutno, a Kai westchnął ciężko.
-          No bo… Aoi powiedział, że odchodzi, bo musi coś zmienić w swoim życiu, że chce w końcu znaleźć kobietę swojego życia i takie tam pierdoły, Rei-Rei powiedział, że bez Aoi’ego to już nie będzie Gazetto, że jak Yū odejdzie, to on też, Uruha stwierdził, że to bez sensu, jak wszyscy mają odchodzić, lepiej zakończyć działalność, a ja… - zaciął się – Ja… ja musiałem podjąć decyzję…
-          Rozumiem. – stwierdziła i popatrzyła na niego pocieszająco. – Ale… Dlaczego Aoi postanowił odejść? Przecież the GazettE było dla niego jak dziecko.
-          Wiem. Wszyscy to wiemy. Tylko… Aoi, wiesz, on… - zaczął się jąkać. Wciąż nie był pewny, czy powinien to powiedzieć dziewczynie.
-          Co: on?
-          Bo… Egao, on… - zaciął się, spoglądając niepewnie na brunetkę. – On… On cię kochał. – powiedział przepraszającym tonem. Twarz dziewczyny wyrażała szok, niezrozumienie i ogromne poczucie winy.
-          On… - zaczęła niepewnie. – kochał… mnie?
-          Wiem, że ciężko ci w to uwierzyć, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, jak cię dotychczas traktował. – lider uśmiechnął się lekko, starając się dodać przyjaciółce nieco otuchy. – Ale… Tak, to prawda. Po prostu był zazdrosny. Pamiętasz, jak tak nagle zaczął być do ciebie wrogo nastawiony? – spytał, a dziewczyna skinęła potakująco głową. – Bo wiesz… On zaczął być do ciebie wrogo nastawiony po moich urodzinach. Wypiłaś wtedy… uhm… nieco zbyt dużo… i, tego… zaczęłaś podrywać… Rukiego… - zakończył niepewny reakcji dziewczyny. Ta najpierw wlepiła w przyjaciela zszokowane spojrzenie, a sekundę później pacnęła się z otwartej dłoni w czoło.
-          Kai, mam do ciebie prośbę – powiedziała grobowym tonem.
-          Słucham – odparł niepewnie.
-          Dopilnuj, proszę, żebym nigdy więcej tak się nie schlała. – odparła dziewczyna tonem pełnym poczucia poniesionej porażki, a lider się roześmiał.
-          Pewnie. Obiecuję.
-          Trzymam cię za słowo – odrzekła dziewczyna z uśmiechem, jednak sekundę potem spoważniała. – Wiesz, teraz jeszcze bardziej czuję, że powinnam porozmawiać z Yū – stwierdziła poważnym tonem.
-          Dobrze by było. Ale nie dzisiaj, jesteś zbyt zmęczona. – odparł perkusista i położył jej dłoń na ramieniu. – Ja pójdę do sklepu po coś do jedzenia, a ty w tym czasie się rozpakuj i weź kąpiel. Jak wrócę, mam cię widzieć w łóżku – dodał tonem nie znoszącym sprzeciwu. Dziewczyna roześmiana skinęła głową i poszła do pokoju gościnnego w celu rozpakowania rzeczy, a lider zrobił listę potrzebnych rzeczy i zaczął się ubierać. Egao, gdy tylko usłyszała odgłos zamykanych drzwi, dopadła swojego telefonu i wybrała numer Rukiego.
-          Moshi moshi – usłyszała po kilku sekundach po drugiej stronie. – Hej, Egao! Co tam? Nudzi ci się?
-          Trochę – odparła z uśmiechem zielonooka. – Kai zostawił mnie samą w domu.
-          Gospodarz od siedmiu boleści – stwierdził z przekąsem wokalista, jednak chwilę potem się roześmiał. – Chcesz, bym do was wpadł?
-          Nie, spoko, nie musisz – odrzekła. – Wiesz, Taka, mam do ciebie taki mały…uhm…interes.
-          O. – stwierdził zaskoczony. – Mam nadzieję, że to nic strasznego.
-          Nie, nie martw się. Po prostu… wiesz może, gdzie mieszka Aoi?
-          Pewnie, a co?
      -     Daj mi jego adres.

~~~

Tak. W końcu. Po ponad pół roku. Rozdział dziesiąty, zrodzony w wielkich bólach.
Mam nadzieję, że się nie zanudziliście.
Jestem ciekawa, czy nowy wygląd Wam się podoba.

1 komentarz:

  1. Bloga znalazłam przedchwilą i przeczytałam wszystko od razu :D
    Oh no, ja - jak to ja - najbardziej zainteresowałam się sprawą między drużyną RR, ale - jak zwykle - kaczucha wszystko spieprzyła, no bo jak inaczej. Ciągle mi daje powody do hejtowania go xD
    Mam nadzieję, że nie będę musiała długo czekać na następne :(

    OdpowiedzUsuń