-
Wiecie,
że Alyson ma jutro urodziny? – rzuciła w powietrze Egao, gdy wszyscy siedzieli
w mieszkaniu Lidera na przedpołudniowym śniadaniu. Perkusista od lat robił za
kucharza dla reszty chłopaków z zespołu i weszło mu to w nawyk. Pozostałością
po czasach, kiedy wszyscy mieli trochę więcej czasu niż teraz, były wspólne
śniadania w jego mieszkaniu. – Trzeba coś zrobić! – zawyrokowała, a reszta
spojrzała na nią jak na skończoną idiotkę.
-
Taa,
jasne. Nie da się zrobić imprezy urodzinowej w jeden dzień – stwierdził Ruki,
wywracając oczami, i wyjął z kieszeni paczkę papierosów i zapalniczkę, jednak
zanim zdążył się zorientować, zielonooka wyrwała mu je z ręki.
-
Jak
możesz nie wierzyć WE MNIE?! Odpowiednia organizacja i da się zrobić wszystko.
-
A
właśnie – obudził się Reita. – Gdzie Uru i Aly?
-
Utknęli
w korku – wzruszył ramionami Kai. – K’yō powiedział, że będą za jakieś pół
godziny.
-
Ah,
napadało śniegu tej nocy… - stwierdził basista i się skrzywił.
-
I
DOBRZE! – krzyknęli jednocześnie Ruki i Egao, co spowodowało u nich wybuch
śmiechu, zaś u Lidera zaciętą minę.
Aż mu było wstyd. Był zazdrosny o własnego przyjaciela. Co więcej, jego reakcje
ostatnio się zaostrzyły, co powodowało u mężczyzny coraz to większą irytację.
Doprawdy, pomyślał z kpiną, ta zazdrość kiedyś mnie wykończy.
Nagle ciszę przerwał donośny dźwięk dzwonka.
-
Mówiłeś,
że będą dopiero za pół godziny – stwierdził basista, spoglądając podejrzliwie
na perkusistę.
-
No
bo mieli być – wzruszył ramionami, a dosłownie sekundę po tym dźwięk dzwonka
się powtórzył. – Pójdę otworzyć.
Lider niechętnie wstał z kanapy i poszedł w kierunku przedpokoju. Zza framugi
wyjrzały niepewnie trzy głowy, co nie dodawało mu pewności siebie, wręcz
przeciwnie. Gdy usłyszał dzwonek po raz trzeci, wciągnął powietrze i otworzył
drzwi. Zaraz potem uśmiechnął się szeroko, widząc niepewną minę na twarzy
mężczyzny.
-
O!
Aoi! Jak miło, że wpadłeś! – wykrzyknął radośnie Lider i aż przytulił
zaskoczonego gitarzystę. – Akurat jemy śniadanie, mam nadzieję, że się
przyłączysz! – dodał, wskazując ręką pokój, z którego wystawały trzy głowy. Gdy
gitarzysta spojrzał w stronę Egao, uśmiechnął się do niej szeroko, ku
zdziwieniu Reity i Rukiego.
-
Mhmmm…
Z miłą chęcią – zamruczał niczym kot. – Od dawna nie jadłem nic normalnego –
dodał, zasiadając przy suto zastawionym stole. Czego tam nie było: kilka
rodzajów sushi, sashimi, do tego uwielbiane przez Egao francuskie tosty, w
miseczkach konfitury z wiśni i nutella, w osobnych pojemniczkach wasabi i
marynowany imbir, do tego dzbanki z kawą i zieloną herbatą – wszystko to wyglądało
jak porządny obiad dla kilkunastu osób. – Ehm… Kai, rozumiem, że cieszysz się z
przyjazdu młodej, ale nie musiałeś robić tego AŻ TYLE – stwierdził zaskoczony
Aoi, wciąż spoglądając na jedzenie. Jedynie jego wyraz twarzy przeszedł z nieco
zdziwionego do mówiącego „chcę to wszystko zjeść i lepiej mnie przed tym nie
powstrzymujcie”.
Chłopaki wybuchli śmiechem, Kai lekko się zarumienił, a Egao zamarła.
Czy Aoi nazwał ją…młodą?
Nazywał ją tak kiedyś, na samym początku znajomości. Przestał, kiedy…
Zacisnęła wargi i bez słowa sięgnęła po tosta.
-
Hej,
młoda, coś nie tak? – gitarzysta szturchnął ją lekko w ramię. Reszta popatrzyła
na to dość podejrzliwie. Ruki posłał Liderowi pytające spojrzenie, ten jednak
wzruszył tylko ramionami.
-
Nie,
spoko, wszystko w porządku – odparła z szerokim uśmiechem. – Wracając do
głównego tematu, Alyson ma jutro urodziny. I trzeba coś z tym zrobić. „Coś”,
mam na myśli imprezę. Porządną. Rozumiemy się?
-
Tak
się nie da – stwierdził z powątpiewaniem Ruki w przerwie pomiędzy jednym a
drugim kawałkiem California maki. – Nie zbierzemy tylu ludzi w tak krótkim
czasie.
-
Doprawdy…?
– stwierdziła kpiąco. – Damy radę. Dzwońcie do ludzisków z wytwórni, a, i
Miyaviego oczywiście – dodała z uśmiechem, a Kai na sam dźwięk ksywki
przyjaciela aż drgnął z ciężko ukrywanej złości.
-
Tylko
trzymajcie go z daleka od czegokolwiek cennego – burknął i zabrał Reicie sprzed
nosa ostatni kawałek nigiri z tuńczykiem, za co basista zgromił go wzrokiem.
-
A
tobie co? – spytał Aoi. – Kumplowaliście się z Myvem od maleńkości i nagle taki
foch na niego?
-
Myv…
- zaczęła Egao, po czym westchnęła. - …lekko nadszarpnął kondycję jego nowej
perkusji, kiedy zajmował się mieszkaniem pod nieobecność właściciela –
dokończyła, a reszta, pomijając Kai’a, który wywrócił oczami, strzeliła porządnego
facepalma.
-
Przecież
wiesz, że jego trzeba trzymać z dala od cennych rzeczy… - westchnął Ruki.
-
Właśnie.
On jest jak małe dziecko: niepilnowane może być bardzo niebezpieczne – zauważył
Reita.
-
I
kto to mówi… - mruknął pod nosem wokalista, co nie uszło uwadze basisty.
-
Mówiłeś
coś… – spojrzał na siedzącego obok wokala wrogo i nagle uśmiechnął się
szelmowsko. – Kochanie? – dodał słodkim jak ulepek głosem, łapiąc go za kolano,
doprowadzając niemalże go do zawału. Pozostali członkowie zespołu z wrażenia
zakrztusili się kawałkami jedzenia, które mieli w ustach, zaś Egao tylko
parsknęła śmiechem i puściła perskie oko do lidera, który spojrzał na nią
podejrzliwie.
-
Ygh…
- blondyn przełknął ślinę. – Nie mów… tak… do mnie. – wyjąkał, zabierając rękę
basisty z jego kolana.
-
A
dlaczego nie? – spytał zaczepnie.
-
Zostawcie
rozmowy osobiste na później, teraz mamy poważniejsze sprawy – wtrąciła
zielonooka w chwili, kiedy Ruki już otwierał usta i chciał coś powiedzieć.
Teraz wpatrywał się w dziewczynę spojrzeniem pełnym wdzięczności. – Trzeba
porozdzielać zadania. Jeśli chodzi o lokal na imprezę, to proponuję mieszkanie
Szmaciaka – stwierdziła dobitnie, ignorując wymowne „EJ! NIE NAZYWAJ MNIE TAK!”
basisty. – Jest największe. Kai, jako mający największe wtyki w przeróżnych wytwórniach,
zajmie się gośćmi. Aoi zatroszczy się o alkohol. Ruki zajmie się muzyką. A ja i
Uru pójdziemy na zakupy, w celu wyboru prezentu. Ach! – krzyknęła nagle. –
Jeszcze jedzenie! – tutaj popatrzyła prosząco na Kai’a.
-
Nie
ma mowy. – odparł brunet ze śmiechem. – Już zajmuję się gośćmi. Nie wyrobię się
z dwoma zadaniami.
-
To
może ja coś ugotuję? – podniósł rękę Reita. – Skoro i tak ta impreza ma b…
-
NIE!
– krzyknęła machinalnie reszta.
-
No
co jest? – zrobił minę jak małe dziecko, któremu ktoś właśnie odebrał zabawkę.
– Nie lubicie mojej kuchni?
-
To
nie jest kuchnia – stwierdził z przekąsem Aoi. – To poligon wojskowy.
Ewentualnie domowa wersja Czarnobyla.
-
Pff,
wypchaj się – basista pokazał gitarzyście język. – Nie będę dla ciebie gotował.
-
I
dobrze – mruknął czarnowłosy, jednak na tyle głośno, że blondyn to usłyszał. –
A może… Akemi coś upichci? – rzucił w przestrzeń.
-
Kto?
– spytał Ruki.
-
Akemi,
moja… znajoma z dzieciństwa – odparł z wahaniem gitarzysta, co reszta
skwitowała chytrym uśmieszkiem. – Spotkaliśmy się niedawno. Świetnie gotuje,
zapewniam.
-
Spoko,
niech wpada, bardzo chcę ją poznać – odparła Egao, zanim ktokolwiek zdążył się
odezwać, posyłając Aoi’emu pełne ufności spojrzenie, które odwzajemnił
spojrzeniem wyrażającą dozgonną wdzięczność. – Skoro wszyscy wiedzą, co robić,
to DO ROBOTY! – krzyknęła głosem pełnym motywacji dokładnie w chwili, kiedy w
powietrzu rozległ się dźwięk dzwonka, a za drzwiami wejściowymi stali Uruha i
Alyson.
*Kilka godzin później*
-
Myślisz,
że to jej się spodoba? – spytała Egao, wyciągając komplet seksownej koronkowej
bielizny i pokazując go gitarzyście. Zaraz po śniadaniu oboje wyruszyli na
poszukiwanie prezentu dla Alyson. Niestety, był to już siódmy sklep, a oni
wciąż nie mieli nic. – Ej! Słuchasz ty mnie? – krzyknęła do zamyślonego Uruhy,
a ten momentalnie poderwał się na równe nogi.
-
Yy…
Co? Ach, tak, oczywiście, że cię słucham! – zapewnił gorliwie. Wiedział bowiem,
co grozi osobie, która ignorowała to, co mówi zielonooka.
-
Coś
ty taki nie w sosie? Zawsze byłeś taki żywy, wesoły, gadatliwy, a teraz…
-
A
obiecasz, że nikomu nie powiesz? – spytał nagle gitarzysta.
-
No…
okej, okej, nie ma sprawy – odparła zdziwiona dziewczyna. Mężczyzna bez
mrugnięcia okiem zapłacił za to, co trzymała w ręku i pociągnął ją ku
najbliższej kawiarence.
Dwadzieścia minut później oboje siedzieli w przytulnym lokalu, popijając kawę.
Zza jego okien widać było grube płatki padającego śniegu. Wszędzie już widniały
rozwieszone świąteczne dekoracje. Wszystko to tworzyło razem spokojny, wręcz
sielski klimat, tak kontrastujący z szarą, miejską zabudową Tokio.
- No powiesz, o co ci w końcu chodzi, czy nie? – spytała z kpiną Egao, unosząc
jedną brew, widząc, jak Uruha mieli łyżeczką w swoim cappuccino. Ten poderwał
się, jakby został wybudzony z jakiegoś transu. Popatrzył na przyjaciółkę, a ta
spojrzała na niego wyczekująco. – Więc…? – zaczęła zachęcająco. Gitarzysta
najpierw westchnął, a potem wziął głęboki wdech, jakby zaraz miał powiedzieć
coś strasznego.
-
Alyson
jest w ciąży – wyszeptał ze strachem w głosie, jednocześnie ze zdziwieniem
patrząc, jak na twarz zielonookiej wypełza szeroki uśmiech.
-
Naprawdę?
To wspaniale! – wykrzyknęła z radością.
-
Ciii,
może nie tak głośno, co? – zganił ją muzyk, widząc, jak część klienteli
spogląda na nich z zaciekawieniem. – Może jesteśmy w kryzysowej sytuacji, ale
nie podawaliśmy jeszcze niczego do publicznej wiadomości. Nie zapominaj o tym.
-
Dobrze,
dobrze, przepraszam – odpowiedziała pokornie. – A ty się nie cieszysz? –
spytała już ciszej.
-
Z
czego tu się cieszyć?! Egao, ja ZOSTANĘ OJCEM! – odparł pełen przerażenia. –
Zrobię temu dziecku krzywdę samym swoim istnieniem – westchnął ciężko i oparł
głowę na blacie.
-
Nie
przejmuj się – dziewczyna poklepała pocieszająco gitarzystę po ramieniu. –
Dziecko to nie koniec świata. Myślę, że oboje jakoś dacie sobie radę – dodała z
uśmiechem. – Tylko będziesz musiał w końcu wydorośleć. Wiesz, koniec imprez i
takie tam.
-
To
nie boli mnie jakoś tak mocno – odparł Uruha.
-
To
już jest krok do przodu – odrzekła zielonooka. – No, to kiedy bierzecie ślub? –
spytała radośnie.
-
ŻE…
ŻE SŁUCHAM?! – krzyknął zdziwiony gitarzysta.
-
Ktoś
mi tu przed chwilą gadał, żebym się nie wydzierała – stwierdziła z przekąsem
dziewczyna. – A ja nie będę pokazywać palcem, kto.
-
A…ale…
ja jeszcze nie zamierzam się żenić!
-
Teraz
mój drogi nie masz wyjścia – odrzekła kategorycznym tonem. – Alyson jest w
ciąży. Urodzi TWOJE dziecko. Jeśli ją kochasz – a kochasz ją, prawda? –
powinieneś się z nią ożenić, bo dziecko powinno dorastać w pełnej rodzinie.
Poza tym, sam dobrze wiesz, że Aly o tym marzy.
-
Ech…
Masz rację – westchnął po raz kolejny muzyk. – Kupię ładny pierścionek…
-
Z
ładnym, dużym brylantem… - wtrąciła się Egao.
-
Z
ładnym, dużym brylantem – powtórzył – i oświadczę się jej jutro, na jej
imprezie urodzinowej. Wtedy też powiemy wszystkim o ciąży.
-
Brzmi
fajnie – odparła zielonooka. – Jeśli chcesz, mogę pomóc ci wybrać pierścionek.
-
O,
to super, bardzo mi się przydasz – gitarzysta nareszcie się uśmiechnął. – Może
kupię go jeszcze dzisiaj?
-
A
czy… mogę o tym powiedzieć naszemu Liderkowi? Jako argument podam, że on zawsze
wywęszy, że coś ukrywam i zawsze dochowa tajemnicy.
-
Jemu?
Cóż, możesz, jeśli TAK BARDZO ci na tym zależy… - westchnął z uśmiechem.
-
Dziękuję,
ulżyło mi – odparła roześmiana. – Musimy się pośpieszyć, bo niedługo nam
jubilera zamkną… - dodała, spojrzawszy na zegarek. Dochodziła godzina
siedemnasta. – Znasz jakiegoś niedal… - nie dane jej było dokończyć, gdyż
zniecierpliwiony gitarzysta błyskawicznie zapłacił rachunek i pociągnął ją ku
wyjściu.
***
W czasie, gdy Egao i Uruha byli
zajęci poszukiwaniami prezentu dla Alyson z okazji jej 27 urodzin, Aoi,
pożegnawszy się z Kai’em i resztą, postanowił złożyć niespodziewaną wizytę
Akemi. W kieszeni kurtki wciąż trzymał kartkę z jej adresem, którą otrzymał od
niej po pierwszym spotkaniu, pomiętą już od niemalże nieustannego trzymania w
dłoniach. Teraz postanowił, że odwiedzi jej mieszkanie na północnym krańcu
dzielnicy Ōta, tuż przy granicy z Setagayą. Po godzinnym błądzeniu po dawno nie
odwiedzanej dzielnicy, wreszcie odnalazł właściwy adres. Jak się okazało, Akemi
mieszkała w małym mieszkanku na 4 piętrze bez windy. Po doczłapaniu się na
najwyższe piętro bloku, gitarzysta zadzwonił do drzwi i oparł się o ścianę,
ciężko dysząc.
Muszę rzucić te cholerne fajki,
pomyślał, bo inaczej długo nie pociągnę.
Po chwili drzwi otworzyła mu niska szatynka. W niebieskiej sukience
prezentowała się nadzwyczaj uroczo.
-
O,
witaj, Yū – rzekła, najwyraźniej mile zaskoczona – Wejdź, proszę – otworzyła
szerzej drzwi, uśmiechają się nieznacznie.
-
Dzień
dobry, Akemi – odparł zażenowany, czując, że się rumieni. W głębi ducha wyzwał
siebie od najgorszych idiotów za to, że nie kupił tej ślicznej szatynce
kwiatów, choć po drodze mijał tyle kwiaciarni. – Planujesz coś dzisiaj? –
spytał rzeczowo, zdejmując buty i wszedł za kobietą do salonu. Było to
przestronne (jak na niewielkie mieszkanie) pomieszczenie, utrzymane w beżowej
tonacji. Brunet od razu poczuł się jak w domu.
-
Tak
właściwie, to planowałam dzisiaj, wiesz… - zająknęła się Akemi. – Spotkać się z
moimi biologicznymi rodzicami, ale… nie wiem, czy dam radę – westchnęła ciężko.
-
Jak
chcesz, mogę pójść z tobą – odpowiedział Aoi, zanim jeszcze zdążył pomyśleć.
-
Naprawdę?
Dziękuję – odparła zaskoczona, rumieniąc się lekko.
-
Nie
ma sprawy. – odrzekł, uśmiechając się szeroko. - Bo wiesz… - zaczął niepewnie.
– Dostałem zaproszenie na jutrzejszą imprezę urodzinową i potrzebuję osoby
towarzyszącej. Więc… - wziął głęboki oddech. - …Poszłabyś razem ze mną? –
spytał nieśmiało.
-
Z
miłą chęcią – odpowiedziała Akemi, uśmiechając się lekko. – Trzeba coś
przynieść?
-
Bardzo
się cieszę – odrzekł gitarzysta, odwzajemniając jej gest. – Przynieść? Ehm…
Jedzenie.
-
Oo.
– zająknęła się zaskoczona. – To chyba będę musiała przełożyć plan spotkania
się z rodzicami… Zresztą, i tak miałam złożyć im niespodziewaną wizytę, ale
cóż… - nie dokończyła, zamiast tego uśmiechając się szeroko, kompletnie
zbijając bruneta z tropu.
Kobieta-zagadka, pomyślał Aoi.
Takie lubię najbardziej.
***
Następnego dnia do
mieszkania Reity już od godziny czternastej zaczęli zjeżdżać się goście, choć
impreza była zaplanowana na godzinę dwudziestą. Przez to basista niestety nie
mógł leżeć w łóżku cały dzień, jak to miał w zwyczaju, co popsuło mu humor. I
psioczył na kogo popadło.
Tymczasem w mieszkaniu Kai’a
panował istny rozgardiasz. Wszystko przez Egao, która od samego rana
przymierzała różne fatałaszki na imprezę. Sam Lider przyglądał się temu z
politowaniem.
-
Egao,
przepraszam, ile ty masz lat? – spytał z politowaniem, patrząc, jak dziewczyna
mocuje się z zamkiem siódmej przymierzanej sukienki. Zaczął się zastanawiać,
jak kobiety mieszczą wszystko w walizkach i torbach podróżnych. – Bo wyglądasz
na napaloną nastolatkę.
-
Przestań
narzekać, tylko pomóż mi to cholerstwo zapiąć! – warknęła zielonooka, szarpiąc
za zamek, który był tylko o bardzo mały kroczek od pęknięcia.
-
Już,
już, nie ciągnij tak – odparł ugodowo perkusista i złapał za suwak. Przez
przypadek musnął palcem skórę na plecach Egao, przez co aż przeszły ją
dreszcze.
Cholera, pomyślała, akurat teraz mnie musiał dotknąć.
-
Co
jest? – spytał Kai zaciekawiony.
-
Masz
zimne ręce – skłamała.
-
Oj,
przepraszam – odpowiedział, uśmiechając się. – Więcej nie będę. No, wciągnij
brzuch.
Po chwili Egao przeglądała się w lustrze, ubrana w czarną dopasowaną skórzaną
sukienkę.
Cóż, o tej kreacji można było powiedzieć wiele, ale na pewno nie to, że była
skromna.
Egao była pewna, że w tej sukience nie przejdzie niezauważona.
Chociaż była dość… wyzywająca.
Dla niektórych aż za bardzo.
-
Nie
pójdziesz w niej. – powiedział stanowczo Lider, który sam zdziwił się własnymi
słowami i tonem, jakim je wypowiadał.
-
A
to niby dlaczego? – spytała wrogim tonem dziewczyna, już gotowa do walki
słownej. Jak zawsze, kiedy ktoś jej czegoś zabraniał.
-
Bo
jest dziwkarska! – krzyknął oburzony. – Zdajesz sobie sprawę z tego ile tam
będzie przymusowo tkwiących w celibacie, wiecznie napalonych gości, którzy
tylko czekają, aby się na ciebie rzucić?
-
Spokojnie,
chociaż według ciebie zachowuję się jak napalona nastolatka, to jednak nią nie
jestem – odparła już normalnym tonem, choć spoglądała na mężczyznę nieco
kpiąco. – Będę się pilnować.
-
Nie
dasz rady. – odparł ostro. – Nie znasz ich. A ja ciebie nie upilnuję.
-
Nie
musisz, dam sobie radę sama.
-
Jak
zawsze. – Lider wzniósł oczy i ręce ku niebu z miną pt. „Za co?”. – Mówiłem ci,
że ich nie znasz. Nie wiesz, jacy są. A są, pod tym względem oczywiście,
okropni.
-
Co
ty gadasz, mayę znam i jakoś okropny pod tym względem nie jest – wzruszyła ramionami,
czym do reszty rozjuszyła perkusistę.
-
CAŁY
CZAS GAPIŁ CI SIĘ W CYCKI! – krzyknął oburzony, lecz nagle pobladł, zdając
sobie sprawę z tego, co właśnie powiedział, a mina Egao ze zdziwionej zmieniła
się w ironicznie rozbawioną.
-
Taaak?
– powiedziała przeciągle, uśmiechając się szelmowsko. – Skoro JA tego nie
zauważyłam, to jakim cudem zauważyłeś to TY? – spytała, a Lider poczuł, jak
jego policzki pokrywają rumieńce.
-
Yyy,
no bo ten, ja… - jąkał się, przygryzając wargę.
-
Dobra,
dobra, nie tłumacz się – dziewczyna podniosła ręce w geście obronnym. – Uznam
ten incydent za zryw „męskiego instynktu”.
-
Ale
i tak w tej sukience nie pójdziesz – stwierdził ostro i pociągnął dziewczynę za
rękę ku jej sypialni. Z jej walizki wyjął czarne rurki, czarne buty na platformie,
biało-szaro-czerwoną tunikę i skórzaną kurtkę. – Proszę bardzo. W tym będziesz
bezpieczna.
-
Pff
– prychnęła lekceważąco dziewczyna, jednak umilkła pod wpływem spojrzenia
perkusisty. W jego oczach zobaczyła nie tylko stanowczość, ale też nutę desperacji.
Czyli chyba o tych chłopakach z wytwórni mówił serio. – No okej, okej,
przebiorę się – odparła uległym tonem. – Tylko tak na mnie nie patrz. A przez
chwilę nie patrz na mnie w ogóle, bo muszę się przebrać – dorzuciła, sięgając
po ubrania podane jej przez Lidera, a potem odwróciła się do niego plecami.
Mimo wszystko cały czas czuła na sobie palący wzrok perkusisty. Z jednej
strony był krępujący, z drugiej zaś… przyjemny. Egao ciężko było się przyznać
do tego, że podoba jej się to, że jej przyjaciel patrzy na nią w „ten”
krępujący nieco sposób.
-
I
jak…? – spytała nieśmiało, odwracając się w stronę bruneta. Ten zaś popatrzył
na nią spojrzeniem pełnym uznania.
-
Wyglądasz
świetnie – stwierdził, uśmiechając się szeroko. – Wcale nie gorzej niż w
sukience, a o ile bezpieczniej – dodał i puścił do Egao perskie oko. Aha, skonstatowała, już mu przeszło.
-
No,
to ja się uczeszę i umaluję, ty w tym czasie się przebierzesz, a potem możemy
jechać – stwierdziła dziarsko dziewczyna.
-
W porządku, tylko żebyś nie wpadła w tej łazience do jakiejś
czarnej dziury, czy coś.
-
Nie
wiedziałam, że masz czarną dziurę w łazience... - odrzekła z uśmiechem,
znikając za drzwiami.
-
Eehh... Co za kobieta - mruknął sam do siebie Kai.
Zawsze
mówiła, że sobie poradzi, że nie potrzebuje pomocy, nawet jeśli było widać jak
na dłoni, że w tym momencie jest najbardziej bezradną osobą na świecie.
Nawet gdy sprawiała wrażenie silnej, nadal była tą
małą, kochaną, pyskatą Egao.
Dziewczyną, no, właściwie już kobietą, dla której byłby w stanie
poświęcić bardzo wiele.
Jeśli nie wszystko.
Te przemyślenia zaczęły go przytłaczać na tyle, że przycisnęły
go do fotela. Oparł sie o jego oparcie i westchnął głęboko, przymykając oczy.
Dlaczego ona musiała być dla niego taka ważna? Dlaczego właśnie Egao nie
mógł, tak jak każdej innej kobiecie na Ziemi, nawet, o dziwo, własnej matce,
powiedzieć "nie", nawet jeśli poprosiłaby o najbardziej absurdalną i
niedorzeczną rzecz na świecie? Dlaczego każdą rozłąkę z nią przechodził tak
źle? Za każdym razem czuł się tak, jakby został pozbawiony dostępu do świeżego
powietrza. Jakby był zawieszony pomiędzy jawą a snem.
Dlaczego tak bardzo ją kochał..?
-
Kai,
nie widziałeś gdzieś mojej lokówki? - dobiegł do jego uszu głos zielonookiej, a
w żołądku poczuł dziwny ścisk.
-
Ostatni raz na blacie w kuchni.
-
O,
faktycznie! Jesteś kochany! - po kilku sekundach ciszy znów usłyszał jej lekko
ochrypły kontralt. - Jak ona się tu znalazła?
-
Hmm... Z tego co wiem, to ty ją tam kładłaś, w drodze z sypialni
do łazienki, gdy zadzwonił telefon. - Kai sam był pod wrażeniem, że wie takie
rzeczy.
Musiał
sobie znaleźć jakieś hobby. Jeszcze trochę, a popadnie w obsesję. To byłoby niezdrowe.
Po chwili ujrzał w drzwiach Egao, trzymającą w dłoni lokówkę.
-
A
ty na co czekasz? - spytała z pretensją, ujrzawszy mężczyznę siedzącego w
fotelu, a Lider miał wrażenie, że zaraz mu eksplodują bębenki w uszach. Co jak
co, ale głos to dziewczyna miała donośny. I, niestety, rzadko kiedy zdawała
sobie z tego sprawę. - Rusz się z łaski swojej, bo się spóźnimy! Obiecaliśmy
Reicie, że będziemy wcześniej i mu pomożemy!
-
Spokojnie... Ja w przeciwieństwie do ciebie nie muszę się malować
i specjalnie układać włosów, więc szybko się ogarnę.
-
Czyżby...?
- dziewczyna spytała kpiąco. - Ciekawa jestem, kto ostatnio przez czterdzieści
minut wybierał, w jakich spodniach ma pójść na urodziny do Ruksa. Dla
podpowiedzi powiem, że to nie byłam ja - dodała z ironią, uśmiechając się
lekko.
-
Mam już wcześniej przygotowane ubrania - stwierdził Kai z
wyższością.
-
O
- odrzekła zdziwiona. - Zaskoczyłeś mnie. Ale czy wyrobisz się ze wszystkim w
dwadzieścia minut? - spytała, wskazując na zegarek.
-
Ja
się wyrobię, ale nie wiem, czy ty to zrobisz - odparł spokojnie Lider. - Czy
przypadkiem nie miałaś się umalować? - spytał, ze zdziwieniem patrząc, jak mina
z Egao z "w-miarę-wyrozumiałej" zmienia się w
"mam-ochotę-cię-zabić".
-
Chcesz
powiedzieć, że jestem brzydka?! - krzyknęła swoim potężnym głosem. No masz, pomyślał perkusista, teraz to mi chyba naprawdę te bębenki poszły.
-
Kobieto... Nie schizuj i nie histeryzuj przez owe schizy - Kai
uśmiechnął się lekko. Irytowało go takie zachowanie.
-
Oj
tam, oj tam - machnęła ręką. - Ja po prostu jestem roztrzęsiona, bo wciąż nie
mogę uwierzyć w to, że będziemy mieć dziecko.
-
ŻE
SŁUCHAM?! - krzyknął z niedowierzaniem Lider.
-
Znaczy
się, "my" w sensie "nasza paczka". Chociaż, nie ukrywam, że
powoli mój instynkt macierzyński się przebudza.
-
Ta,
ty i macierzyństwo... - prychnął wyraźnie rozbawiony.
-
A
co, wątpisz w moje zdolności macierzyńskie?
-
No wiesz.. Może odrobinę.. Tak ciut ciut - odrzekł niepewnie.
-
Zobaczysz.
- stwierdziła dobitnie i wyszła z sypialni.
To zabrzmiało groźnie. Kai do końca nie wiedział,
czego się spodziewać. Chociaż, szczerze współczuł dziecku mającemu tak
impulsywną i roztrzepaną matkę. I ojcu dziecka też. Czasami z Egao trudno było
wytrzymać. Była jak tykająca bomba - tak naprawdę nigdy nie było wiadomo, kiedy
wybuchnie i zacznie krzyczeć. W dodatku była ślepo uparta i obstawała przy
swoim nawet wtedy, kiedy doskonale wiedziała, że nie ma racji. Tacy ludzie
szczerze irytowali Kai'a, który miał dość już swojego stosunkowo impulsywnego
charakteru, więc z trudem znosił podobne zachowania u innych osób. Jednak pomimo
tego... Coś sprawiło, że z Egao się zaprzyjaźnił.
Jakoś tak samo wyszło, przypadkiem. Było w niej coś,
co go przyciągało. Gdyby nie to, pewnie nigdy nie chciałby się do niej zbliżyć.
Pamiętał, że w ogóle pretekstem do zawarcia wiadomości na środku chodnika,
poza jej wrodzonym roztargnieniem skutkującym zgubieniem telefonu, były jej
oczy. Piękne, duże. Zielone, o rzadko spotykanym odcieniu.
Te oczy kompletnie go zaczarowały.
Gdy tylko w nie spojrzał, wiedział, że na oddaniu telefonu się nie
skończy.
W co on się wpakował…
-
Książę
który wybiera czterdzieści minut spodnie, nadal tu jesteś? - spytała ze
zdziwieniem Egao, wchodząc do pokoju. Jej włosy, na co dzień lekkie fale, teraz
były poskręcane w sprężynki.
-
Nie ma mnie, to tylko złudzenie. Tylko złudzenie... - Mówił,
wycofując się z pokoju do garderoby. W tle słyszał jeszcze śmiech dziewczyny.
Chwilę później oboje byli już gotowi do wyjścia.
-
Chodźże
już... - jęknęła Egao, z politowaniem patrząc, jak perkusista siłuje się ze
sznurówkami glanów. - Doprawdy, nie masz jakichś bardziej eleganckich butów?
-
Yyy... Nie? - Spojrzał na nią spod grzywki.
-
Dobra,
dobra, już nic nie mówię - dziewczyna podniosła ręce w geście obronnym.
-
Gotowe! - Wyprostował się dumny z siebie.
-
Gratulacje
- poklepała go po głowie. - Pękam z dumy. To co, idziemy?
-
Ależ
oczywiście – odparł z uśmiechem, po czym oboje wyszli z mieszkania.
***
Kilka
godzin później impreza trwała w najlepsze. Obecni byli prawie wszyscy
zaproszeni goście, poza Tsukasą, który nie mógł się pojawić z przyczyn osobistych,
oraz mayi, który od tygodnia leżał w łóżku z objawami przeziębienia. Melody
wpadła zaś z córkami tylko na chwilę, po to, by złożyć solenizantce życzenia,
wręczyć skromny upominek oraz uhonorować toastem oświadczyny Uruhy i ciążę
Alyson, po czym ulotniła się, zostawiając rozbrykanego męża samopas, który
kilka minut po dwudziestej drugiej spał już pod stołem zalany w trupa.
Reszta gości płci męskiej
postanowiła wspólnie uczcić weselne plany gitarzysty the GazettE oraz
powiększenie rodziny. Kobieca część grona, składająca się jedynie z Alyson,
Egao oraz Akemi, która natychmiast zaklimatyzowała się wśród pozytywnie
nastawionych do świata j-rockersów, poprzestała zaś na napojach
bezalkoholowych. Wszystkie trzy zasiadły ze swoimi szklankami na kanapie w
kącie salonu i obserwowały tańczących, śpiewających, wygłupiających się i
pijących mężczyzn.
-
O,
a to kto? – spytała nagle zielonooka, pokazując wysokiego blondyna, tańczącego
tango z Miyavim. Mimo że znała the GazettE i Alyson od prawie pięciu lat, to jeszcze
nie zdążyła poznać ich wszystkich znajomych. – Nigdy go nie widziałam… Podoba
mi się.
-
To
Karyu, były gitarzysta Despów – odparła Aly z uśmiechem. – Kiedyś chodził z
Miko.
-
Myślałam,
że z Miko chodził Hizumi – odparła zdziwiona. – Zresztą nieważne. A właśnie,
czemu tu nie ma Twoich existek? Kai zapomniał ich zaprosić?
-
Nie,
nie, właściwie sama go o to poprosiłam, bo gdyby się wydało, że jestem w ciąży,
to ciężko by mi było utrzymać posadę… - odparła brązowooka, wzdychając. – A co
do Hizumiego, to on chodził z Mally, tylko mu ją potem Tsukasa odbił, więc się
zainteresował Miko. Ale to jeszcze zanim Karyu z nią chodził.
-
Tsukasa?
– zainteresowała się dziewczyna. – Kto to?
-
Grał
na perkusji w Despach. Możesz go nie kojarzyć, bo rzadko się pojawiał na
jakichkolwiek wypadach. Całkiem przystojny jest, muszę ci przyznać, spodobałby
ci się – odparła narzeczona Uruhy z uśmiechem. – Tworzylibyście piękną parę.
Zapoznałabym cię z nim, ale jego znowu nie ma… A szkoda.
-
Racja…
Może w końcu znalazłabym męża? – odpowiedziała Egao i parsknęła śmiechem.
-
Ja
myślałam, że ty już masz chłopaka – wtrąciła się Akemi, która do tej pory
siedziała cicho. Ściągnęła tym samym na siebie zdziwione spojrzenie Egao i
porozumiewawcze Alyson.
-
A
kogo niby? – roześmiała się zielonooka.
-
No…
Kai’a – zająknęła się szatynka. – Myślałam, że jesteście parą.
-
Co?
– jęknęła zaskoczona. – Nie, my nie…
-
Wiesz,
to jest dość skomplikowana relacja – stwierdziła brunetka, uśmiechając się
szelmowsko.
-
Co
masz na myśli, mówiąc: skomplikowana? – spytała Egao podejrzliwie.
-
Wiesz,
jak byk widać, że naszemu kochanemu Liderkowi zależy na czymś więcej, niż tylko
przyjaźni – odpowiedziała Alyson, a Akemi przytaknęła. – Lata za tobą z
wywieszonym jęzorem.
-
Słucham?
– odparła zszokowana. Sama nie wierzyła własnym uszom.
-
No
tak – dodała Akemi. – Poznałam was dopiero dzisiaj, ale od razu zauważyłam, że
traktuje cię inaczej niż chłopaków czy Alyson.
-
Nie,
nie, wydaje ci się, jesteśmy tylko przyjaciółmi – zapewniła zielonooka.
-
Mów
co chcesz, ale my i tak to widzimy – stwierdziła brunetka, robiąc małpią wargę.
– Cholernie mu na tobie zależy.
-
A
co, powiedział ci to? – Egao momentalnie się najeżyła.
-
Tak,
Kai i jakikolwiek ekshibicjonizm uczuciowy… - Aly pokiwała głową z
powątpiewaniem. – Nie musi mi tego mówić, żebym to widziała. Kobiety takie
rzeczy po prostu widzą.
-
Dokładnie
– dodała Akemi. – Wiesz, że faceci kierują stopy w kierunku kobiety, której
pragną? Popatrz na niego – wskazała ręką perkusistę, siedzącego przy stole z
Aijim, Reitą i Hiroto. – Siedzi z
chłopakami, więc teoretycznie bokiem do nas, ale stopy ma zwrócone w twoją
stronę. W dodatku cały czas na ciebie patrzy.
-
Co?
Patrzy? – spytała z niedowierzaniem zielonooka. – Nie zauważyłam tego.
-
Bo
jak tylko zauważa, że ruszasz głową, odwraca wzrok, żeby się nie odkryć z
uczuciami – odrzekła szatynka. – Typowy manewr dla faceta, który, jak
powiedziała Aly, nie afiszuje się z tym, co czuje.
-
Eee
tam – dziewczyna lekceważąco machnęła ręką. – Jesteśmy przyjaciółmi prawie pięć
lat, więc co takiego mogło mu odbić tak nagle? Ja osobiście jestem zdania, że
jesteśmy przyjaciółmi. Traktujemy się jak rodzeństwo.
-
Tiaaa,
z której strony… - mruknęła pod nosem Alyson, jednak na tyle głośno, że Egao to
usłyszała. – Zobaczysz, że w końcu będziecie razem – dodała, ale zielonooka już
nie odpowiedziała. Była zbyt pochłonięta rozmyślaniami nad tym, co powiedziały
jej dziewczyny.
Czy to możliwe, że jednak Kai coś do niej czuł?
Nie, to niemożliwe. Zawsze traktował ją jak młodszą siostrę.
Nie daj się zwariować, Egao, nie daj się
zwariować…
Ukradkiem spojrzała na Lidera. Nawet na nią nie spojrzał. Był zbyt zajęty
rozmawianiem o czymś z półprzytomnym Reitą. Sam perkusista, o dziwo, był
jeszcze w miarę trzeźwy.
Nagle na nią spojrzał. Był zaskoczony tym, że napotkał jej wzrok, ale sekundę po
tym się uśmiechnął. Gdy zielonooka odwzajemniła uśmiech, powrócił do rozmowy z
resztą muzyków siedzących przy stole.
Ta, akurat. Już coś do mnie czuje.
***
Ostre,
jasne światło słońca sprawiło, że Egao musiała się obudzić. Otworzyła oczy i
zaskoczona zauważyła, że jest we własnym pokoju. Zbiło to ją nieco z tropu,
bowiem ostatnią sceną, jaką pamięta, był taneczny szał z Uruhą i tańczenie
kankana na stole, a nie wypiła ani kropli. Fizycznie czuła się dobrze, czego
nie można było powiedzieć o Kai’u, na którego napotkała, wchodząc do kuchni.
Siedzący za stołem perkusista w jednej ręce trzymał kubek z gorącą kawą, a drugą
oparł na łokciu i przysypiał z opartą na niej głową. Kiedy zielonooka cicho
weszła do pomieszczenia i usiadła na drugim krześle, nie poruszył się nawet o
milimetr.
-
Dzień
dobry… - powiedziała cicho, uśmiechając się lekko. Lider ocknął się i
potrząsnął głową. Gdy tylko zauważył Egao, uśmiechnął się szeroko.
-
O,
wstałaś – odparł równie cicho. – Jak się spało?
-
W
miarę dobrze – odpowiedziała zgodie z prawdą. – Tylko wyjaśnij mi, jakim cudem
znaleźliśmy się tutaj?
-
Akemi
nas przywiozła. Powiedziała, że nas w takim stanie nie może zostawić, no i tak
znaleźliśmy się w domu.
-
Tylko
dlaczego ja tego nie pamiętam?
-
Dałaś
się nabrać Torze, że drinki, które przyrządził, były bezalkoholowe – brunet parsknął
śmiechem, jednak sekundę potem z wyrazem bólu złapał się za głowę.
-
O
ludzie… - Egao walnęła głową o stół, na co Kai aż podskoczył.
-
Cii…
Może nie tak głośno, co? Ktoś tu umiera.
-
Przepraszam
– wymamrotała prosto w blat.
-
Wybaczam
– odparł, uśmiechając się szeroko, jednak zanim zdążył powiedzieć coś jeszcze,
usłyszał pukanie do drzwi.
Całe szczęście, że ten ktoś za drzwiami puka,
a nie dzwoni do drzwi, pomyślał Lider, który zapomniał, że zna tylko jedną
osobę, która zawsze puka.
-
MAMA?!?!?!?!?!
~
Przepraszam, że tak jakoś dziwnie to wygląda, ale blogspot się zwyczajnie na mnie obraził.
To jest najdłuższy chapter w mojej karierze, więc mam nadzieję, że Was zbytnio nie zanudziłam.
Dzisiejszy odcinek dedykuję mojej najlepszej przyjaciółce, która pomogła mi wybrnąć, kiedy w nim utknęłam.
Dzisiejszy odcinek dedykuję mojej najlepszej przyjaciółce, która pomogła mi wybrnąć, kiedy w nim utknęłam.
PS. Jeśli macie jakieś pytania, to nie bójcie się pisania komentarzy wszelakich.
Wow, długi rozdział i bardzo interesujący ;) przeczytałam poprzednie, które również są bardzo ciekawe. :) podoba mi się pomysł i styl pisania, co sprawia że czekam z niecierpliwością na kolejną notkę ^^ zapraszam na moje opowiadanie gazetto.blog.pl, mam nadzieję że wpadniesz ^^ dodaję do ulubionych ;p
OdpowiedzUsuńzapraszam na nowy rozdział na gazetto.blog.pl ;)
OdpowiedzUsuńu mnie dodatkowo jeszcze one-shot, serdecznie zapraszam ^^
OdpowiedzUsuńnowy rozdział zapraszam ^^ i mam nadzieję, że dodasz tu coś nowego niedługo. ;)
OdpowiedzUsuńMANO PRZENAJŚWIĘTSZY, PRZY ''KOCHANIE' ROZPŁYNĘŁAM SIĘ CAŁKOWICIE! TAK BARDZO KYAAAAAAAAAAAAAA~! WIĘCEJ TAKICH!
OdpowiedzUsuńOho, Egao nareszcie się dowie, że Kaiowi na niej zależy~ Równie ślepa, co Rei.
Cieszę się, że się podobało :D Co do brygady RR, planuję im poświęcić większość następnego odcinka <3
Usuńu mnie mała zmiana. zapraszam i pozdrawiam. :)
OdpowiedzUsuń